top of page
Zdjęcie autoraks. Marek Michalik

Gdy dobro nie wraca


Trochę mnie irytuje a trochę rozśmiesza przekonanie, że dobro wraca do tego, kto je wyświadczył. Codziennie spotykam taką lub podobną wypowiedź – „Ile dasz dobrego z siebie, tyle do ciebie wróci. Od innych osób, w innej postaci, w innym czasie, ale na pewno wróci do ciebie”. Dobiegające zewsząd motywacje, aby być dobrym, przyzwoitym itd., potwierdzają tezę, że człowiek w głębi duszy pragnie dobra; chce je czynić oraz doświadczać go ze strony innych. W praktyce nie jest to jednak takie łatwe. Serce człowieka jest bowiem polem nieustannego zmagania dobra i zła, co zgrabnie sformułował już św. Paweł Apostoł – „nie czynię dobra, którego chcę, ale czynię zło, którego nie chcę”. Dlatego niedziwne, że ludzie potrzebują zachęty do czynienia dobra, nieulegania pokusie odwetu, zemsty i innym podobnym słabościom. Motywujmy się i wspierajmy w tym kierunku, ale jeśli najważniejszym argumentem ma być to, że dobro zawsze do nas wróci, muszę stanowczo zaprotestować. To zabobon! Dobro nie zawsze wraca, nie łudźmy się sami, ani nie obiecujmy tego innym. Spójrzmy na Człowieka, o którym powiedziano, że „przeszedł przez ziemię dobrze czyniąc”; nie było, nie ma i nie będzie lepszego niż On. W zamian doczekał się zdrady, odrzucenia, został niesprawiedliwie skazany i ukrzyżowany. Czy trzeba dalej uzasadniać, że dobro nie wraca? Takie twierdzenie pochodzi ze świata marzeń, bajek i naiwnych życzeń, a nie ze świata rzeczywistego. Owszem, często spotykamy się z wdzięcznością ludzi, można wtedy powiedzieć, że dobro do nas wróciło, ale czyż nie doświadczamy także życzliwości ze strony ludzi anonimowych i przypadkowych, którym nawet nie mamy okazji zwyczajnie podziękować. Podrzucony do góry kamyk musi spaść na ziemię, odbita od ściany piłka wróci do nas, bumerang musi wrócić tego, kto nim rzucił, ale dobro nie musi wrócić do tego, kto je wyświadczył. Dobro nie podlega prawom fizyki, jego naturą jest dobrowolność, dobro-wolność. Dobro rodzi się w sercu człowieka w momencie, gdy zechce być dobry; i ta chęć bycia dobrym, czyli dobra wola, decyduje o tym, kim człowiek naprawdę jest. Człowiek wiele rzeczy musi, ale na pewno nie musi być dobrym. Natomiast jeśli zechce być dobrym, to stanie się dobrym, choćby znalazł się w centrum piekła na ziemi, jak choćby św. Maksymilian Kolbe. Dobro może się zrodzić tylko w sercu człowieka wolnego, a więc bezinteresownego. Jeśli ktoś czyni dobro po to, by do niego wróciło, jest w gruncie rzeczy człowiekiem zniewolonym, gdyż jego wolność ograniczona jest chęcią uzyskania zapłaty czy nagrody. U niektórych ludzi przybiera to formy karykaturalne; nie tylko czekają na wdzięczność, ale nieraz wręcz domagają się podziękowań i rekompensaty, a gdy jej nie otrzymują, potrafią wypominać swoje dobre gesty, dając do zrozumienia, że żałują tego, że kiedyś byli dobrzy i postanawiają sobie, że już nigdy to się nie powtórzy… Świadczy to o tym, że tak naprawdę nie byli wtedy dobrzy, lecz po prostu wyrachowani, choć może nie zdawali sobie z tego sprawy. Dlatego zawsze budzą podziw i szacunek ludzie naprawdę bezinteresowni i wspaniałomyślni, którzy nie przestają dzielić się chlebem, nawet gdy w rewanżu dostają kamień. Ludzi z takim sercem spotyka w życiu więcej bólu i różnego rodzaju krzywd, bywają często wykorzystywani, a ich dobroć nadużywana. Są to najczęściej osoby wrażliwe, czyli podatne na zranienia; cierpią częściej i mocniej. Pan Jezus porównuje takich ludzi do światła i do soli. Światło przemienia złowrogi świat w świat bezpieczny i przyjazny; a sól, aby nadać smak, rozpuszcza się i przestaje istnieć sama dla siebie, natomiast zaczyna istnieć w innych. Prawdziwe dobro rozprzestrzenia się samo przez się, zatacza coraz większe kręgi i ma w sobie niesamowitą moc oddziaływania, jest „zaraźliwe” i dlatego często bywa odwzajemniane, lub – jak kto woli – powraca. Jednak uporczywe powtarzanie, że dobro zawsze wraca, to po prostu mit i zabobon, przesąd i infantylizm. Podobnym zabobonem jest twierdzenie, że zło także zawsze wraca do kogoś, kto je uczynił. Ileż to krąży powiedzeń o łzach, które zawsze wrócą do tego, kto je wywołał, czy o nieubłaganej „karmie”, która zawsze spotka złoczyńcę. Echo tego przesądu brzmi choćby w starym przysłowiu – „kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada”. Wiemy, że to bzdura, znamy przecież mnóstwo podłych ludzi, którym do końca życia nawet jeden włos z głowy nie spadł za to, że zniszczyli życie innym. Najgorsze w tym przekonaniu jest to, że siłę, która miałaby zagwarantować sprawiedliwość na ziemi, utożsamia się z Panem Bogiem. Chyba każdy z nas słyszał w dzieciństwie przestrogę – „nie rób tego, bo bozia widzi i cię ukarze”. Napisałem „bozia” małą literą, bo z pewnością Pan Bóg nie ma z tym pojęciem nic wspólnego. Zabobon o Panu Bogu, który „jest nierychliwy, ale sprawiedliwy” zakorzenił się niestety mocno w ludowej świadomości, co wyraźnie słychać w powiedzeniu – „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. To bluźniercze przekonanie trafiło nawet do pieśni religijnych, że wspomnę tylko trzecią zwrotkę pieśni „Serdeczna Matko”, w której „zasłużyliśmy przez złości, by nas Bóg karał rózgą surowości” i dalej „Ojciec rozgniewany siecze.” Traktowanie Boga jako prokuratora ścigającego ludzkie nieprawości na ziemi jest w żaden sposób nieuzasadnione, niechrześcijańskie, nieewangeliczne i – powtórzę z całą mocą – bluźniercze! Ludzie, którzy w te zabobony wierzą i je powtarzają, obrażają Boga, który przecież sprawia, że „słońce wschodzi tak nad dobrymi jak i złymi”. A dlaczego zło nie wraca do złoczyńcy? Z tego samego powodu, z którego dobro nie wraca do dobroczyńcy. I wzajemność, i zemsta mają swe źródło w ludzkim sercu, a zatem zależą od wolnej decyzji człowieka. Musimy z pokorą zaakceptować fakt, że na tym świecie nie ma sprawiedliwości, podkreślę – „na tym świecie”. Wspomniałem na początku o Panu Jezusie i dobru, jakie uczynił; dobro wróciło do Niego, ale przecież dopiero po Jego śmierci, wraca nawet teraz, gdy Jego uczniowie nie odpłacają złem za zło, ale zwyciężają je dobrem i ofiarowują swojemu Panu. Fakt, iż Bóg nie pozostanie dłużny i odda każdemu dobroczyńcy „miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą”, to inny temat. Swoją drogą, szczególny urok mają ludzie, którzy nie wierząc w Boga i życie wieczne, nie spodziewając się więc żadnej nagrody, mimo to, czynią dobro. Kwestia powrotu zła do złoczyńcy. Wierzymy, że każda wyrządzona na ziemi krzywda wróci do człowieka, ale podobnie jak dobro, dopiero po jego śmierci. Każdy człowiek zobaczy i zrozumie, jakie skutki wywołały jego nienawistne myśli, nieszczere słowa i podłe uczynki. Będzie to jednak zło popełnione przez niego osobiście, a nie zesłane przez jakieś nieokreślone siły, ślepy los, nieubłagalne prawo karmy, starogreckie fatum, ani tym bardziej przez Pana Boga. Czyńmy dobro i unikajmy zła, ale nie dlatego, że do nas wrócą, ale po prostu dlatego, że dobro jest dobre, a zło jest złe. To tyle, amen.

13 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Tylko wdzięczność

Luter głosił „tylko łaska”, a ja wołam „tylko wdzięczność”. Nie spodziewam się, by to hasło weszło do wielkiej teologii, ale może kogoś...

Musi być dobrze i niedobrze...

„Musi być dobrze i niedobrze. Bo jak jest tylko dobrze, to jest niedobrze.” Tylko niezapomniany ks. Twardowski mógł tak prostymi słowami...

Otworzył serce

Pisał ks. Tischner – „jeśli się komuś zwierzasz, to mu się jednocześnie powierzasz”. Zwierzając się, składasz swoje serce w jego sercu,...

Commentaires


bottom of page