Przeglądając swoje stare notatki, natrafiłem na zapisane obok siebie te trzy słowa zaczynające się na „w”. Z pewnością łączy je coś więcej niż pierwsza litera i cztery ostatnie, nie ośmieliłbym się zapisywać jakichkolwiek słów tylko z tego powodu... A zatem – co wspólnego mają ze sobą: wdzięczność, wzajemność i wspaniałomyślność? Oto zagadka na dziś, także dla mnie samego.
Po chwili namysłu dochodzę do wniosku, że wszystkie te trzy pojęcia dotyczą jakiegoś dobra, którym zostałem przez kogoś obdarowany, ewentualnie gdy ja chcę kogoś obdarować. Musi być zatem osoba obdarowująca i osoba obdarowywana, najważniejszy jest jednak dar, czyli coś czego nie da się kupić, choćby posiadało się stosowną kwotę. Dla przykładu: gdy w sklepie coś kupiłem, przedmiot mi się podobał, cena odpowiadała, nastąpiła wymiana dóbr czyli zapłata, wszyscy skorzystali i są zadowoleni, koniec sprawy, nie czuję jednak wdzięczności do sprzedawcy ani on do mnie. Podobnie nie czuję wdzięczności do pracodawcy, gdy mi płaci za mój wysiłek i czas pracy dla niego. Tak się przecież umówiliśmy, a jako że jesteśmy uczciwi, zapłata mi się po prostu należy. Widać, że i w tym wypadku nie ma powodów do wdzięczności, wszystko zostało uregulowane, nie ma dłużnika, nie ma dobroczyńcy, nie ma sprawy. Trzeba więc zauważyć, że wdzięczność może się zrodzić tylko wtedy, gdy otrzymuję coś, za co nie zapłaciłem ani przed przyjęciem ani po przyjęciu dobra; w żaden sposób na to nie zapracowałem, jedynym moim zaangażowaniem jest wyciągnięcie rąk lub otwarcie serca, w zależności od rodzaju daru. Równie dobrze daru mogłem wcale nie otrzymać i nie mógłbym mieć o to do nikogo pretensji. Nawet gdybym wygrał miliony w Lotto, nie jest to dar w pełnym tego słowa znaczeniu, bo zainwestowałem i zaryzykowałem kupując los, jest więc mój udział, moja niewielka w porównaniu z wygraną, ale jednak jakaś zasługa.
Prawdziwy dar jest całkowicie za darmo, obdarowujący daje go po prostu za nic i na dodatek niczego w zamian nie wymaga, gdyby wymagał, wtedy nie byłby już za darmo, lecz byłaby to jakaś umowa, układ, rodzaj handlu. Trudno nam to wszystko zrozumieć, bo w naszym codziennym życiu, nawet gdy doświadczamy dobra ze strony innych ludzi, rzadko doświadczamy czystej bezinteresowności. Najcześciej nasi darczyńcy, nawet gdy nie mówią wprost o „długu wdzięczności”, to w głębi serca tej wdzięczności oczekują, wierzą, że dobro do nich kiedyś wróci, jak nie od razu, to później, jak nie w tej samej, to w innej postaci, jak nie w tym życiu, to w przyszłym; ostatecznie wierzą w zasadę bezwzględnej sprawiedliwości, wyrównania wszelkich rachunków i długów.
Dlaczego ktoś kogoś obdarowuje? Powody znane są właściwie tylko osobie obdarowującej, osoba obdarowana tych powodów nie zna, dlatego najczęściej jest zaskoczona i zdziwiona, łatwo jednak dojdzie do wniosku, że osoba obdarowująca jest po prostu dobra, bezinteresowna, łaskawa, szczodrobliwa, czyli mówiąc krótko - kieruje nią wspaniałomyślność. Nie ma obdarowania, gdy nie ma wspaniałomyślnej, wielkodusznej, hojnej osoby. Tylko ktoś absolutnie dobry jest zdolny obdarowywać sam z siebie; jest tak bogaty, że rozdawane dobro nie pomniejsza go, lecz się w nim pomnaża, czyniąc go jeszcze bogatszym i większym. Jednak, czy istnieje ktoś tak wspaniałomyślny? Oczywiście Bóg. On jest źródłem wszelkiego dobra, a najlepszym przykładem Jego daru jest życie każdego z nas. Zwróćmy uwagę, że nasze istnienie to dar w najczystszej postaci, nikt przecież za nie nie zapłacił ani w żaden sposób nie zapracował, ani nawet o nie nie prosił. Weszliśmy w jego posiadanie zupełnie za darmo, zostaliśmy obdarowani w sposób całkowicie bezinteresowny przez Kogoś, Kto nie narzuca nam nawet swojej obecności, a wręcz się ukrywa, Jego dar jest dyskretny, skromny, cichy i pokorny. Najpiękniejsze w Bogu jest to, że nie domaga się od nas wdzięczności, naprawdę nic od nas w zamian nie chce. Ktoś zapyta – a Przykazania, a wymagania Ewangelii? Gdy się uważnie przyjrzymy, to zauważymy, że są to Jego kolejne dary, aby nie zmarnować tego podstawowego daru, jakim jest życie. Pomimo, że Bóg niczego się ode mnie nie domaga, to chciałbym Mu się jednak jakoś odwdzięczyć; nie odczuwam żadnego przymusu, ale czuję jakieś wewnętrzne pragnienie, aby to zrobić. Chciałbym jakoś odpracować, odpłacić, czułbym się wtedy znacznie lepiej, ale jednocześnie wiem, że nie jest to do końca możliwe, zawsze będę wobec Niego „dłużnikiem”. Bóg nie wystawił mi żadnej faktury za życie, nie nalicza odsetek, nie przysyła upomnień, niczym nie grozi i nie straszy żadną karą, tym różni się od ludzi i ludzkich rozliczeń. Bóg zawsze kocha miłością wspaniałomyślną, przebaczającą i nieskończenie miłosierną. Ludzie przypisują Mu często swoje ludzkie cechy, tworząc z Niego wyrachowanego, a nawet mściwego człekopodobnego potwora; na szczęście taki bóg istnieje tylko w ludzkiej schorowanej wyobraźni, a nie w rzeczywistości. Jedyny, prawdziwie istniejący Bóg jest wspaniałomyślny. Przy okazji myślę, że mniej zasmucają Boga tacy ludzie, którzy otwarcie twierdzą, że Go nie ma, niż ludzie, którzy wprawdzie uznają Jego istnienie, ale przypisują Mu swoje najgorsze ludzkie cechy. Myślę, że bliższy jest Mu ateista, który dostrzegając piękno tego świata, chciałby komuś za to podziękować, tylko nie wie komu, niż człowiek wierzący, który patrzy na ten sam świat, lecz nie dostrzega w nim niczego pięknego, potrafi natomiast narzekać na wszystko i wszystkich, a nawet biadolić, że na podwórku sąsiada trawa jest jakaś bardziej zielona...
Gdy odczuwam wdzięczność wobec wspaniałomyślności Boga, rodzi się we mnie odruch wzajemności (pojawiło się wreszcie trzecie tytułowe słowo), czyli potrzeba konkretnego wyrażenia tej wdzięczności. Wydaje się jednak, że wzajemność jest możliwa tylko w relacjach między ludźmi - ty mi coś dałeś, więc i ja dam coś tobie, w jakiś sposób ci odpłacę, wyrównam, zrekompensuję; nie jest to trudne, zwłaszcza od czasów, kiedy Fenicjanie wynaleźli pieniądze...
Można się zgodzić, że taka wzajemność to również forma handlu, ale na pewno subtelniejsza, odbywająca się dobrowolnie i najczęściej między życzliwymi sobie ludźmi. Wzajemność wobec Boga jest znacznie trudniejsza, wręcz niemośliwa, o czym wiedział już Jan Kochanowski pytając: „Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary? Czego za dobrodziejstwa, których nie ma miary?” Lista Bożych darów u poety z Czarnolasu jest dłuuuga; myślę, że każdy z nas powinien ułożyć swoją własną litanię dziękczynną wobec Boga i codziennie ją odmawiać. Niestety, chętniej tworzymy litanię skarg, ewentualnie próśb i żądań wobec Niego, wydaje się nam, że należy się nam to i tamto, że zasługujemy na to i owo. Często zamiast przyjmujemy postawę roszczeniową, a gdy Bóg nie spełnia naszych próśb, potrafimy się na Niego obrazić, oskarżyć o nieczułość, niekiedy wręcz o okrucieństwo. Ewentualnie czujemy się, jak byśmy byli dziećmi jakiegoś gorszego, biedniejszego boga, któremu wystarczyło mądrości, aby nas stworzyć, ale zabrakło na posag zapewniający szczęście. Czy rzeczywiście Bóg nam czegoś poskąpił? Skąd w nas tyle pretensji? Dlaczego nie budzimy się i nie zasypiamy z okrzykami wdzięczności? Przecież mamy wszystko, czego potrzebujemy do szczęścia!
Większość z nas słyszało o Nicku Vujicicu, człowieku, który urodził się bez rąk i nóg. Już we wczesnej młodości odkrył, że ma wybór: albo być wdzięcznym Bogu za to co ma, albo mieć do Niego pretensje za to, czego nie ma... Wybrał wdzięczność i uczynił swoje życie jedną wielką litanią dziękczynną, jakby ogromnym bukietem kwiatów składanym codziennie przed Jego obliczem, jeździ po całym świecie i promieniuje radością, tryska energią, inspiruje tysiące innych ludzi, by realizowali swoje marzenia, ciągle powtarza, że wszystkie ograniczenia są wewnątrz nas, w sercu i w głowie, a nie na zewnątrz, co streszcza tytuł jego książki „Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń”. Nick nie ma najmniejszych wątpliwości, że Bóg dał mu wszystko, czego potrzebował.
Dochodzimy do istoty problemu: wdzięczność lub niewdzięczność jest wyborem każdego człowieka. Owszem, ma na to wpływ wychowanie, czyli kształtowanie serca od wczesnego dzieciństwa w duchu wdzięczności za najmniejsze drobiazgi. Poza tym, wdzięczność to kwestia wyboru, czyli podjęcia decyzji, by być wdzięcznym. Chcę być wdzięczny, dostrzegam powody do wdzięczności, przede wszystkim traktuję swoje życie jako dar, zauważam, że tak naprawdę nic mi się nie należy, przecież na tym świecie w ogóle mogłem się nie pojawić. Skoro jestem, to znaczy, że ktoś mnie chciał, wymyślił i stworzył. Nawet sytuacje przeniknięte bólem i cierpieniem nie są dla mnie powodem do złorzeczeń, ale okazją, by odkryć nowe wartości i nauczyć się czegoś nowego, a więc zawsze jest powód do wdzięczności. Ładnie wyraził to ks. Jan Twardowski: „W życiu musi być dobrze i niedobrze, bo jak jest tylko dobrze, to niedobrze”.
Comments